Wyświetleń:

Relacje

Wyjazd delegacji KKN na mecz Euro2012 Polska-Grecja (1:1), Warszawa, 8 czerwca 2012
KKN

Zawsze marzyłem o to, by obejrzeć rozpoczęcie jakieś dużej imprezy - Igrzysk Olimpijskich tudzież mistrzostw świata. Wypadło na Euro. To co zobaczyłem wywołało wzruszenie. W oku pojawiła się łza. I różne myśli. Przywołam dwie następujące. Pierwsza to, że daliśmy radę przygotować ten turniej. Druga, iż jestem dumny, że jestem Polakiem. Pozostałe myśli są zbyt osobiste na powszechną publikację.8 czerwca to nie tylko jednak ceremonia rozpoczęcia, lecz również podróż, zetknięcie z nową infrastrukturą i ludźmi odpowiedzialnymi za przebieg mistrzostw Europy. Funkcja, jaką mam zaszczyt pełnić zobowiązuje mnie do publicznej oceny organizacji tej imprezy, zarówno pozytywnej, jak i negatywnej. Chciałbym zaznaczyć, że nie podróżuję jako np. prezes KKN. Moja droga śladami Euro ma wyłącznie charakter prywatny. Tak łatwiej odnieść się do rzeczywistości. No to zaczynamy.

Podróż
Wraz z kolegą poruszającym się na wózku - Marcinem oraz naszymi partnerkami Natalią i Justyną jako środek podróży d o stolicy wybraliśmy pociąg. Skrupulatne przeglądniecie rozkładu przyniosło smutny wniosek. Do Warszawy osoba na wózku może się dostać w ciągu doby „aż” jednym pociągiem. Tak, tak, jednym!!! Odjeżdża o 4:02. Trudno zdecydować, kłaść się wcześniej, czy może dłużej posiedzieć przy kompie? Ostatecznie postawiłem na położenie się tuż po dobranocce. Dzięki dyżurom pogotowia dźwigowego MPK udało mi się zamówić busa na godz. 3:00. O tej więc porze wyruszyłem z domu. Pół godziny później byłem już na przepięknie odnowionym Dworcu Głównym. Cudo. Te posadzki, czystość i połączenie nowości ze smakiem historii. Byłem pod wrażeniem. Szybko do teraźniejszości przywołał mnie brak pomocnika, którego wraz z platformą ułatwiającą wsiadanie do wagonu zamówiłem tydzień wcześniej. Taka ciekawostka - jeszcze nigdy tego pana i jego sprzętu nie widziałem, choć prosiłem kilka już razy. Nazwałem go więc dla swoich potrzeb Yeti (tego też nikt nie widział). Spytam pani w informacji - pomyślałem. A skąd ja mam to wiedzieć - usłyszałem. „Welcome to Wrocław bez barier” - szepnąłem w duchu. A już na głośno do Natalii dodałem - chodź do windy, nic tu nie wskóramy, a do odjazdu 20 minut. Tak, do windy!!! Nareszcie uruchomiona, jakby ktoś nie wiedział.

Na peronie stali już Marcin z Justyną, którzy negocjowali z kierownikiem pociągu Intercity. Ma pan platformę? - pytamy. A skąd? - odrzekł. Moje pamięć, doświadczenie i determinacja wygrały. Postanowiliśmy sprawdzić empirycznie, bowiem złożona platforma w tym pociągu odkąd pamiętam była w toalecie. Tym razem też. Oj, kierowniku. Dobrze, że pan lokomotywy nie zgubił. Sami, bez pomocy wjechaliśmy. Ci, którzy nie mają wiedzy o toaletowym schowku dla platformy, skazani są na pomoc ludzi, którzy niczym bagaż wnieśliby prawdopodobnie petenta wraz z wózkiem do wagonu. Do poprawki. Pilnie!!! Miało być inaczej...

Podróż w przedziale tego składu bardzo komfortowa. Miejsce dla 2 wózków, naprzeciwko dla 2 asystentów. Szeroko, wygodnie. Ekstraklasa. Obok świetnie dostosowana toaleta. Catering chodzi po pociągu. Na pół godziny przed stacją docelową telefon do warszawskiej obsługi. Ta z kolei zawsze dyspozycyjna i usprzętowiona. Można???

Dojazd na stadion
Po wyjściu z Dworca Centralnego zorientowaliśmy się błyskawicznie, że dojechać na stadion możemy albo tramwajem albo autobusem. Jednak z racji tego, że niewielka odległość z centrum do Stadionu Narodowego pozwala na opcję pieszą, wybraliśmy właśnie to rozwiązanie. Tym bardziej, że na tę okoliczność zamknięto dla ruchu Aleje Jerozolimskie. Zanim jednak ruszyliśmy na stadion, trochę pojeździliśmy po stolicy. W tym celu skorzystaliśmy z warszawskiego metra. Kolejny raz przekonałem się o niesamowitych zaletach tego środka transportu. Wsiadasz na jednej stacji, po czym po 15min wysiadasz 10km dalej. W warunkach naziemnych mission impossible.
Wycieczka główną ulicą miasta na stadion byłaby bardziej przyjemna, gdyby nie potężna ulewa, która złapała nas w drodze.

Uwaga, niebezpieczeństwo.
Stadion z daleka robi piorunujące wrażenie. Przy pierwszej bramie ścisk, jednak udaje się nam w miarę szybko przez nią przedostać. Również kontrola nie wygłupiała się nadgorliwością. Po przejściu pierwszej strefy doznaliśmy szoku. Aby wdrapać się na esplanadę potrzeba alpinistycznych umiejętności. Pierwszy podjazd nie dość, że stromy, to jeszcze z szutrową nawierzchnią. Po jego pokonaniu człowiek ma dość. To jednak nic w porównaniu z podjazdem nr 2!!! Ułożony z kostki, stromy, absolutnie niemożliwy do pokonania samodzielnie. Tym bardziej do zjazdu, na który mogą zdecydować się chyba tylko samobójcy. Niezbędna pomoc 2, 3 wolontariuszy pozwoliła na pokonanie tej drogi. Zdaje się, że projektantom tych podjazdów zabrakło albo wyobraźni, albo konsultacji ze środowiskiem osób niepełnosprawnych, tak jak to miało miejsce we Wrocławiu. Mękę wynagrodził za to widok tego, co znajduje się wewnątrz tego obiektu Widząc te trybuny, infrastrukturę gastronomiczną, toalety, konstrukcje itp. dachu zaparło mi dech w piersiach. Absolutnie ekstraklasa europejska. Więcej o tej kwestii w drugiej części relacji z Warszawy.

Powrót autobusem
Z racji tego, że Marcin z Justyną planowali pozostać w Warszawie na kilka dni, wraz z Natalią wróciliśmy we dwoje. Odbyliśmy mały wyścig z czasem. Głównym zadaniem było dotarcie do Dworca Wilanowskiego w nieco ponad godzinę. Ruszyliśmy więc ze stadionu kilka minut przed końcem meczu, aby wyprzedzić ponad 60tys tłum, który zapewne również zmierzałby do centrum. Pół godzinny marszobieg miał finisz obok strefy kibica pod Pałacem Kultury. Tam wsiedliśmy w metro, którym po kilkunastu minutach dotarliśmy do czekającego na nas autobusu. Tak, tak, autobusu. Bowiem w drogę powrotna wybraliśmy się wraz z firma Polski Bus. Był to wynik m.in. tego, że jedyny pociąg przystosowany dla osób niepełnosprawnych odjeżdża z Warszawy o godz 15... Przy okazji mogliśmy sprawdzić jak podróżuje się autobusem. I trzeba przyznać, że niezwykle komfortowo. Osoba niepełnosprawna ma miejsce obok kierowcy na dolnym, pokładzie gdzie wraz z asystentem może wygodnie podróżować. Czas podróży to raptem 6 godzin. Do tego wi-fi, prąd i przede wszystkim ceny wahające się od 1 do 35zł. Zdecydowanie polecam ten środek transportu jako alternatywę dla kolei. Z dworca autobusowego we Wrocławiu wróciłem do domu dzięki opisanemu na początku dyżurowi specjalistów od dźwigów MPK wykorzystujących do przewozu przystosowane busy Wydziału Transportu Osób Niepełnosprawnych.

Stadion
Stadion Narodowy robi ogromne wrażenie. To jeden z najpiękniejszych obiektów, jakie widziałem w swoim życiu. Jedynym jego mankamentem jest podjazd na esplanadę. Nie dość, że stromy, to jeszcze z szutru i kostki brukowej. Czyli najgorszy jaki można sobie wyobrazić. Aby wjechać na górę trzeba skorzystać z pomocy innych, co upoważnia do przyjęcia tezy, że jest on niedostępny dla osób niepełnosprawnych. Dowiedzieliśmy się co prawda, że w środku są windy, jednak podczas Euro służą one wyłącznie dla VIP-ów.
O ile kwestia wjechania na obiekt jest sprawą mocno kontrowersyjną (dlaczego tego nie skonsultowano?), o tyle to, co jest w środku, zwyczajnie zwala z nóg. Niezwykła konstrukcja dachu, który zamknięty robi bajkowe wręcz wrażenie, strome trybuny i bardzo efektownie urządzone kuluary. Pełno w nich stoisk gastronomicznych i toalet, również dla osób niepełnosprawnych. Również miejsca dla osób niepełnosprawnych, znajdujące się dokładnie w połowie wysokości stadionu, spełniają swoją funkcję. Widoczność jest dobra, a miejsce dla asystenta znajduje się obok wózka. Co ciekawe z tych miejsc do cateringowych stoisk jest dosłownie kilka metrów.
Stawiając ocenę trudno jednoznacznie wyrazić opinię. O ile środek jest na 5, to już dojazd na esplanadę góra na minus 3.

Ludzie
Już na samym początku podróży natrafiliśmy na problem, którym było dostanie się do pociągu. Po pierwsze zamawiana asysta nie dotarła na miejsce spotkania. Po drugie kierownik pociągu nie wiedział o tym, że w jego toalecie znajduje się platforma umożliwiająca wjazd wózka do wagonu. Trochę to kompromitujące. Na stadionie podczas meczu przekonaliśmy się też o „uprzejmości” obsługi stadionowej. Gdy Natalia podeszła z prośbą o podładowanie telefonu natrafiła na niezbyt życzliwe osoby, które stwierdziły, że jest to niemożliwe. Trochę to dziwne, bowiem obsługa powinna być dla ludzi. A może wymagam zbyt wiele...
Jak zwykle na wysokości zadania stanęła obsługa na dworcu w Warszawie. Zaraz po tym, jak pociąg wjechał na peron, pojawili się z platformą przygotowani do pomocy. Piękny przykład na to, że można, jeśli się chce.

Atmosfera
Ku mojemu zdziwieniu w pociągu relacji Wrocław-Warszawa kibiców wybierających się na mecz można było policzyć na palcach. Atmosferę meczową poczuliśmy dopiero na dworcu w Warszawie. Tam co chwile słychać było głośne okrzyki kibiców. Pierwszym naszym przystankiem była fan zona, ulokowana tuż pod Pałacem Kultury i Nauki. W moim odczuciu doskonałe miejsce na tego typu obiekt. Nie dość, że dobrze skomunikowany z resztą miasta, to na dodatek nie ingeruje w krajobraz zabytkowej Warszawy. Zupełnie inaczej niż u nas, gdzie strefę kibiców zrobiono z pięknego Rynku, zamiast umiejscowić ją np. na Wyspie.
Dwie godziny przed meczem przez Aleje Jerozolimskie maszerował tłum biało-czerwonych kibiców. Ulicę zamknięto dla ruchu samochodowego. Przejechać mogły wyłącznie pojazdy komunikacji miejskiej, służb mundurowych oraz niepełnosprawni. Gdzieniegdzie można było dostrzec również fanów Grecji, ale byli oni jednak mniejszością. Przed stadionem ogromny ścisk.
Bez wątpienia najbardziej godnym zapamiętania momentem były ceremonia otwarcia oraz hymny obu państw. Podczas ceremonii ujrzeliśmy wątki kulturowe, ale również nowoczesną aranżację. Trzeba przyznać, że chyba wszyscy zgromadzeni na trybunach byli wzruszeni tym co zobaczyli. W wielu oczach pojawiły się łzy. Pięknym momentem było stworzenie z kartonów flag wszystkich państw, podkreślając tym samym, że jesteśmy krajem otwartym i tolerancyjnym. Wbrew temu co głosiły niektóre media. Z kolei podczas odgrywania hymnów po moich plecach przeszły ciarki. Trudno się jednak dziwić, gdyż do tej pory jeszcze nigdy nie słyszałem go w wykonaniu tak wielu ludzi na tak akustycznym obiekcie.
Wiele zastrzeżeni można mieć do sposobu kibicowania. Dystrybucja biletów była zorganizowana w taki sposób, iż nabyły je również osoby, które prawdopodobnie nigdy nie były na meczu piłki nożnej. Przez to trudno było prowadzić zorganizowany doping. Dość powiedzieć, że w pewnym momencie głośniejsza była grupa około pięciu tysięcy Greków.
Po meczu musieliśmy nieco szybciej opuścić trybuny, aby zdążyć na autobus. Dzięki temu mogliśmy z daleka obserwować jak za nami biało-czerwona rzeka ludzi zalewa Aleje Jerozolimskie. Dość niecodzienny widok, trzeba przyznać.

Moje resume
Zawsze marzyłem o tym aby obejrzeć mecz rozpoczęcia piłkarskich mistrzostw wraz z ceremonią otwarcia. I z pewnością to co zobaczyłem zapamiętam do końca życia. Wyjazd pomimo tego, że męczący ze wzglądu na długość podróży, będę wspominał z ogromnym sentymentem. Duża w tym rola współtowarzyszy podróży, czyli Natalii, Justyny i Marcina. Po raz pierwszy przejechałem się warszawskim metrem oraz autobusem linii PolskiBus. Obie przejażdżki były bardzo przyjemne i z obu wyciągam pozytywne wnioski. O wyniku meczu oraz grze nie będę się wypowiadał, gdyż znajdzie się to w opisie poświęconym aspektowi sportowemu Euro 2012.

Zapraszam również do obejrzenia zdjęć w galerii.

Relację sporządził Paweł Parus